Jeden z promieni Dundersztyca strzela w chłopców i zaczynają obrażać Pepe. Czy wszystko wróci do normy? Przeczytaj, a się dowiesz
Bohaterowie
Jak tu nie kochać dziobaka?
Pewnego wakacyjnego dnia, Pepe jak zwykle wstał o 9.00 rano. Podreptał do miski, by najeść się do syta, pociągnął dwie łyżki orzeźwiającej wody, a potem powędrował do kuwety. Gdy zrobił co miał do zrobienia wyszedł na dwór, gdzie byli już jego właściciele, Fineasz i Ferb.
Fineasz: Dzień dobry Pepe. Wyspałeś się? (Pepe zaterkotał) Jak ty to słodko robisz. Może pomógłbyś nam wymyśleć co będziemy robić? (Cisza) (Pepe przeciągnął się i poszedł do kuchni)
Ferb: To dziwne, nigdy tak się nie zachowywał.
Fineasz: Jakby chciał nas zignorować. (Pomyślał Fineasz)
(Czołówka)
Gdy zaczyna się lato, a z latem wakacje,
i czasu wolnego jest tyle.
Znów pojawia się problem i w mózgu wibracje,
jak spędzić najlepiej te chwile...
Na przykład: Zrobić rakietę, czy z mumią się pobić,
na szczyt Wieży Eiffla się wdrapać.
I odkryć to, czego choć nie ma, to jest,
Fineasz: Hej!
szympansa szamponem ochlapać.
Pływać pośród fal, roboty tworzyć też,
Geniusza znaleźć też mózg.
Fineasz: Jest tutaj!
Za ptakiem dodo gnać, bazgrać na mapie coś,
siostrze wymyślać od kóz!
Fretka: Fineasz!
Sam widzisz, że zrobić wiele się da, nim będzie się do szkoły iść,
Fineasz: Chodź Pepe!
więc z nami bądź, Fineasz oraz Ferb to wszystko zrobią dziś! x2
Fretka: Mamo! Fineasz i Ferb znowu hałasują!
(Koniec czołówki)
Narrator: Jak tu nie kochać dziobaka?
(Jednak to nie była ignoracja. Dziobak bardzo chciał spędzić przynajmniej jeden spokojny poranek z chłopcami, jednak służba nie drużba, obowiązki wzywały. Jak co dzień musiał walczyć z Dundersztycem. Gdy dotarł do salonu uważnie rozejrzał się, czy nikogo nie ma. W domu było pustko, Lawrence i Linda byli na zakupach, a Fretka u Stefy. Założył, więc swój kapelusz i wszedł do wielkiego zegara z kukułką. Gdy zegar wybił godzinę 10.00, kukułka wyskoczyła i uruchomiła się tajna winda, którą Pepe wjechał do tajnej bazy. Monogram już na niego czekał.)
Major Monogram: Witaj Agencie P. Dundersztyc jak co dzień znów coś kombinuje. Prawdopodobnie stworzył promień, który sprawia, że ktoś przestaje kogoś lubić. Tak, więc musisz go powstrzymać, bo inaczej... Carl co może się stać, jak każdy nikogo nie będzie lubił?
Carl: Mogą powstać wojny i takie tam sprawy.
Major Monogram: No właśnie, to miałem na myśli. Idź już Agencie P. Powodzenia (Dziobak zasalutował, siadł do swojego samochodu i ruszył w stronę budynku swojego nemezis.)
"Oto jest Spółka Zło Dundersztyca..."
Dundersztyc: Witaj Pepe Panie Dziobaku. (Dunder naciska guzik i Pepe jest w pułapce) Wybacz, że niewygodna, ale skończył mi się drut, a było za późno, by skoczyć do sklepu, a ja jestem punktualnym facetem, więc nie chciałem się spóźnić. Mniejsza o to. Oto mój Już-tego-nie-kocham-inator. Bo widzisz, przez moje okno widać nowa aleje, nazwano ją Aleją Miłości, bo wszyscy zakochani przychodzą tam spędzić czas, aż mnie to brzydzi postanowiłem wymyślić promień, który odkocha te gołąbki. Wystarczy, że wystrzelę w jakiegoś człowieka, a on pierwszą osobę na którą spojrzy. Co? Coś nie tak? Tak czy siak, za 2 dwie minuty to cudeńko wyste...au! (Pepe jak zwykle wydostał się z pułapki. Rozpoczęła się walka. Atakującym był Pepe, a Dundersztyc robił uniki, w lewo w prawo wszystko w różnych odstępach czasowych i o rożnych śmiesznych wyrazach twarzy. Nagle wydarzyło się coś, co w ogóle nie powinno mieć miejsca. Już-tego-nie-kocham-inator przekrzywił się i wystrzelił w stronę domu Flynn-Fletcherów. Dziobak szybko przerwał walkę, wsiadł do swojego samochodu i poleciał zobaczyć co się stało.)
Po kilku minutach był już w domu. Tak jak przeczuwał promień trafił w dzieciaki bawiące się na karuzeli, którą zbudowali przybrani bracia, Fineasz i Ferb.
Izabela: Fuj, co to za zielone coś?
Pepe: No ładnie (Pomyślał)
Fineasz: To Pepe. Faktycznie, ochyda, Ferb jak mogliśmy kupić coś takiego?! (Anglik zrobił tylko dziwną minę wskazującą, jakby miał zaraz się zrzygać, jednak tego nie zrobił. Po chwili przez cały ogródek obijały sie głosy krytyki na temat dziobaka.)
Baljeet: Jak on wytrzymuje pod tak obciachowym futrem?
Buford: Wygląda, jak by zielony flaming na niego nasrał.
Fineasz i Ferb: Idź sobie stąd brzydalu, nie potrzebujemy cię!
Zwierzak zrobił smutne oczy i podreptał gdzieś daleko. Było mu przykro, jednak wiedział kogo to sprawka. Obiecał sobie w duchu, że zemści się na Duśku.
Pepe od razu po incydencie w ogródku poszedł do Dundersztyca. Jednak tamtego nie było w domu. Tak się tylko wydawało, bo nikt nie chciał otworzyć drzwi, przez które było słychać głośnie fałszowanie Duśka. Może brał prysznic? Może przez swoje "cudne" śpiewanie nie słyszy dzwonka? Dziobak postanowił poczekać. Po pięciu minutach zadzwonił ponownie. Znów brak odpowiedzi. Sytuacja powtarzała się kilka razy. W końcu Pepe nie wytrzymał i wyważył drzwi.
Dundersztyc: Pepe pan Dziobak?! Co ty tu znowu robisz? (Zwierzak groźnie warknął i pomału zbliżał się do nieprzyjaciela.) Chodzi ci o ten promień? Spokojnie już go zniszczyłem w tym koszu są jego szczątki. (W tym momencie Pepe rzucił się z pięściami na Dundersztyca. Podczas wali Dusiek zdążył wrzasnąć słowa jak: "Przestań!", "Jakim prawem?!" i "Zostaw mnie!" w różnych kolejnościach. Po kilku minutach Pepe zostawił Dunderszyca, który leżał na ziemi cały poobijany.) Jesteś naprawdę silny. Ale czemu to zrobiłeś? (Zwierzątko wyciągnęło zdjęcie Fineasza i Ferba i pokazał je nemezis.) To twoi właściciele? Wyglądają na sympatycznych, a o tym to mi opowiadała Vanessa. (Wskazując na Anglika) Ale co oni mają do rzeczy? (Tu Pepe zastanowił się jak przekazać to Dusiowi, by zrozumiał. Wskazał na resztki Już-tego-nie-kocham-inatora, a potem ponownie pokazał mu obrazek. Musiał to zrobić kilka razy, bo Heinz nie mógł pojąć o co chodzi ssakowi.) Aha, promień strzelił w twoich właścicieli i chcesz, bym to jakoś odwrócił. Wybacz, ale nie potrafię. Na razie możesz mieszkać u mnie. (Jednak Pepe się nie zgodził i ruszył z powrotem do domu.)
Gdy ukazał się w drzwiach rodzina Flynn-Fletcherów jadła kolację.
Fineasz: To znowu ty brzydalu?
Linda: Fineasz, jak ty się odnosisz do zwierzęcia?!
Fineasz: No, ale spójrz na niego. Co za ohyda.
Lawrence: Przecież sami go wybieraliście. Zawsze mówiliście jaki jest słodki.
Fineasz: Serio? Nic sobie takiego nie przypominam.
Linda: Jesteście po prostu bez serca. Choć Pepe, dziś będziesz spać z nami. (Wzięła go na ręce i zaprowadziła do sypialni.) (Odchodząc, Pepe ze smutkiem patrzył na przyrodnich braci. Czy oni kiedyś mnie pokochają?) (Pomyślał z oczami pełnymi łez)
Kolejny dzień zapowiadał się dla Pepe, bardzo męczący. Spanie z rodzicami chłopców już było dla niego przerażającym doświadczeniem. Wiercili się, Lawrence chrapał i mruczał coś pod nosem nie pozwalając w ten sposób spać dziobakowi. Także pora śniadaniowa nie była za wesoła. Fineasz i Ferb co chwilę rzucali obelgami. Dziobakowi było naprawdę smutno. Gdy wszyscy się rozeszli, on jak zwykle poszedł do bazy. Tym razem przez tajemne przejście w kominie.
Major Monogram: Dzień dobry Agencie P. Czemu to nie w humorze? Przecież taki ciepły dzień. (Dziobak tylko przewrócił oczyma.) No cóż. Tak z innej beczki. Dundersztyc znów coś kombinuje, jak zwykle. Wiesz co masz robić. Powodzenia. (Rzucił szybko Monogram. Pepe wskoczył do samochodu i ruszył na kolejną misję. Przefrunął przez swój ogródek. Popatrzył chwilę na właścicieli jak budują swój kolejny wynalazek. Westchnął tylko i poleciał dalej. U Duśka był po trzech minutach.)
Dundersztyc: Witaj Pepe Panie Dziobaku. Dobrze, że jesteś. Mam dla ciebie niespodziankę. (Powiedział uśmiechając cię. Zwierzątko podeszło bliżej i ujrzało wielką maszynę. Była dwa razy większa od Dundersztyca. Mężczyzna znów się uśmiechnął i przeszedł do rzeczy.) Jak wiesz jestem zły, ale nie mogę patrzeć, jak mój nemezis jest nie szczęśliwy. Nie, że to troska o ciebie, ale jeśli ktoś jest nieszczęśliwy, już nawet jego ulubione zajęcia stają się monotonne i nudne. Bałem się więc, że walki ze mną staną się dla ciebie nudne, a ja tego nie chciałem, bo bardzo lubię z tobą walczyć. Tak więc przesiedziałem calutki wieczór nad dopracowaniem nowego inatora. W końcu udało mi się stworzyć Znów-To-Kocham-Inator! Użyłem do tego części z poprzedniego inatora, tylko że w innej kolejności. Sprawdziłem go na kilku parach, które się rozstały i podziałało. Nie musisz dziękować Pepe Panie Dziobaku, to mały drobiazg. Tak więc ustawmy go na dom twoich właścicieli. (Jak powiedział, tak zrobili. Nie było to trudne. Świetnie naoliwione kółka pozwoliły inatorowi szybko i łatwo przemieszczać się z miejsca na miejsce.) No śmiało Pepe Panie Dziobaku naciśnij ten przycisk. Tylko musisz dobrze namierzyć, ponieważ jak się okazało ma tylko 5 pocisków, a 4 już wykorzystałem. Tak więc powodzenia.
Pepe: Nie, dzięki. (Pomyślał dziobak w duchu. Wziął głęboki wdech i nacisnął czerwony guzik. Z urządzenia wydobył się fioletowy promień i poleciał prosto na dom Flynn-Fletcherów.)
Dundersztyc: I jak udało się? (Pepe twierdząco pokiwał głową i przytulił się do mężczyzny w ramach podziękowań po czym ruszył do domu.)
Pepe jak najszybciej chciał być w domu. Gdy stanął w drzwiach, chciał już uściskać chłopców, ale...
Fretka: Pepe, ale ty duży. (Powiedziała Fretka, taka maluteńka tyci tyci, jak okruszek chleba.)
Dziobak wiedział, że jest coś nie tak. Czyżby to zasługa tego promienia? Ale Dundersztyc sam mówił, że wszystko w porządku. Więc, co się stało. Podreptał do ogródka, by zobaczyć tam Fineasz i Ferb. Jednak ani jednego, ani drugiego nie było. Postanowił przeszukać dom. Dreptał powoli i uważnie, na wypadek, gdyby oni też byli malutcy. Po długich poszukiwaniach, nie znalazł ich.
Pepe: Są zbyt mali, bym ich szukał. Poczekam do obiadu. (Powiedział do siebie w duchu. Usiadł na swoim legowisku i czekał. Czekał. Czekał. Czekał i nic. To było bez sensu. Do obiadu zostały 2 godziny, co by robił przez ten czas? Dudersztyc o tej porze miał naukę pływania, więc z walki nici. Mógłby odwiedzić Pinky'ego, ale on pewnie o tej porze ma misję. Psina dostawała ją później niż Pepe. Zostało mu więc tylko czekać. Nagle przyszła Linda.
Linda: Dzien dobry Pepe. Co tutaj tak siedzisz sam? (On jak zwykle odpowiedział swoim radosnym dźwiękiem.) Może chcesz mi pomóc przygotować obiad? (Ta propozycja go ucieszyła, więc poszedl za Lindą. Wprawdzie jego pomoc polegała, na tym, że tylko patrzył i wyjadał resztki, ale lubił przesiadywać w kuchni w towarzystwie pani domu. Nagle do domu przyszła Fretka, już normalnego wzrostu.)
Fretka: Mamo! Fineasz i Ferb zrobili maszynę, która sprawiła, że byłam mała!
Linda: Zdawało mi się, że opowiadałaś mi już tą historię.
Fretka: Oj nie gadaj tylko choć. (Pociągnęła matkę za sobą. Jednak maszyny nie było. Pod drzewem stali tylko chłopcy i Izabela.)
Linda: No i gdzie jest ta maszyna? (Fretka nie powiedziała nic. Ze smutkiem poszła do pokoju, a jej mama kontynuowała przyrządzanie posiłku.)
Fineasz: O, Pepe. Przepraszamy, że cię przezywaliśmy. To się stało tak...nagle. Wybaczysz nam? (Pepe uśmiechnął się. Po chwili chłopcy przytulili go. Dziobak był szczęśliwy.)
Pepe: Dzięki Dusiek. (Powiedział w duchu do wroga, który mu pomógł.)
Fineasz: Wiesz Pepe, coś nas trafiło, ale potem pomyśleliśmy, że to źle ciebie nie kochać.
Ferb: No bo jak tu nie kochać dziobaka?
Zaraz. Skoro to nie promień przywrócił ich pierwotne uczucia. To w co trafił Pepe?
KONIEC