Wzięła kij w rękę i szła smutna lasem,
A jam szedł przy niej i w chłodnym drzew cieniu
Szliśmy, nie patrząc na siebie, w milczeniu. —
I czy to z drzewa zielonego rosa,
Czy to płakała cyganeczka bosa —
Nie wiem, lecz miałem powilżone dłonie.
A gdy ku onéj przybyliśmy stronie,
Gdzie brzózek kilka jest przy Bożéj męce,
Ona mnie wzięła jeszcze raz za ręce —
„Bywajcie zdrowi, ja prędzéj pogonię,
By dognać moich“. — A gdzie wy idziecie?
Pytałem z sercem ścieśnioném od bolu. —
„Miły paniczu! cygan — to wiatr w polu —
Nie wie, gdzie idzie i gdzie spocznie w świecie.
Gdzie lasu trochę, a w lesie swoboda,
I psów nie wiele, jałmużna i woda,
Tam jemu dobrze — tam jego mieszkanie
Na dni niewiele. — Bądźcie zdrowi, panie“. —
I popędziła w las za swymi czwałem,
I już jéj odtąd więcéj nie widziałem. —
1859 r.