[141]PIĘCIU POLEGŁYCH.
[143]
Jest w duszy polskiej ukryty zakątek,
Gdzie błądzą ciche lat umarłych cienie,
Leży tam kamień grobowych pamiątek,
A pod kamieniem krwawi się Wspomnienie.
A kiedy blizka zbierze się drużyna
I drzwi zamknięte i okna zawarte,
To Polak — kamień duszy swej odklina,
I wydobywa tę krwawiącą kartę...
Zeszłaś, jak teraz, o, polska jesieni,
(U kolan matki byłem dzieckiem małem),
Barwił się cmentarz w złocie i w czerwieni,
W czerwieni, w złocie nad mogiłą stałem.
Leżały na niej jakieś biedne kwiatki,
Ręką sierocą rzucone ze drżeniem...
«Zmów pacierz» — mówię. I cichy szept matki
Jął pierś dziecięcą zakrwawiać — Wspomnieniem.
[144]
Padały liście z cmentarnych gałązek,
Szeptała powieść o dawnych żałobach,
A jam raz pierwszy obaczył z Powązek
Ojczyznę moją całą w grobach... w grobach...
Świst kul w ulicach... Ludu pieśń gromowa...
Na pięciu trumnach cierniowe korony...
Przesiąkłe łzami matki mojej słowa,
Polskiego dziecka chrzcie błogosławiony!
To, co przeżyło jedno pokolenie,
Drugie przerabia w sercu i w pamięci:
I tak pochodem idą cienie... cienie...
Aż się następne znów na krew poświęci!
Wspomnienie dziadów pieśnią jest dla synów,
Od Belwederu do śniegów Tobolska,
I znów przez wnuków grzmi piorunem czynów...
Pieśń, Czyn, Wspomnienie — to jedno: to Polska!
Jakże się skryła dusza dziecka w siebie,
Na takim krwawym wychowana karmie...
Pamiętam dzień ten i cmentarz — i ciebie,
Przy nagim grobie stojący żandarmie!
Kędyś, aleją długą, staroświecką,
Szedł smutny Chrystus, jakby ścieżką polną...
<«Teraz ukradkiem przeżegnaj się, dziecko,
Bo tu otwarcie żegnać się nie wolno...»>
[145]
Głąb piersi naszych tak się nam mogili,
Jak w leśnych grobach stroistoi ziemia nasza,
Bezkwietną wiosnę wszyscyśmy przeżyli,
Do wydartego tęskniący pałasza.
Oczyma buntu patrząc w twarz przemocy,
Kryliśmy nasze myśli i modlitwy, —
I skrzyp szubienic śnił się nam po nocy,
Jak śni się innym pobudka do bitwy...
Pięciu poległych... Wieczory cichemi,
Wśród domowników i przyjaciół grona,
Płakał w pokoju płacz duchów, płacz ziemi,
Legenda czarna, legenda czerwona.
Wstawały z mogił poświęceń anioły,
Przypominane i znajome twarze,
Otwarte groby... zamknięte kościoły...
I wielka północ na Polski zegarze...
O, miasto moje! o, Warszawo święta!
Skroń zniżam kornie do twoich kamieni,
Bo w każdym głazie czyjaś łza zaklęta,
I krew się czyjaś na każdym czerwieni!
A gdy myśleli, że cię złożą w trumnie,
Że padniesz, ziemią przysypana krwawą,
To ty z uśmiechem tak hardo, tak dumnie
Męczeński krzyż swój dźwigałaś, Warszawo!
[146]
Kładą tablicę na samotnym grobie,
Może ją kładą w blaskach słońca wschodu,
Ale, mogiło, zawsze stał przy tobie,
Zawsze pamiętał — wieczny duch Narodu.
On jest skarbnikiem uczuć, które biegą
Z serc pamiętliwych z pałaców, z poddaszy...
I nie zapomni z grobów tych żadnego,
Co nic nie mają... prócz pamięci naszéj...